Blog nie jest szafiarski - jest o mnie i moim stylu bycia, kiedy
pogoda minusowa ( - 24 :o). Ja dzisiaj przedstawiam Wam moją małą
historyjkę hodowania włosów ( najtrudniejszą rzeczą z która musiałam się
zmierzyć:)). Od zawsze było tak,że każdy nie lubi tego jak wygląda czy
jakie ma włosy - proste chcą mieć krecone , loki chcą mieć proste.Ze mną
też tak było kiedy 3 lata temu mama kupiła pierwszą prostownicę i
zauważyłam,że moje włosy są dłuższe niż kiedy mam fale.No i poszło ;) W
dzień, w dzień codziennie rano , po 5 razy poprawianie jednego włosa,aby
był prosto - nie wazne czy śnieg czy 30 stopniowe upalne dni ( kiedy
jest wilgotno moje włosy się jeszcze bardziej kręcą ;p) ja musiałam
wyprostować.I ciągłe pytania: Czemu te włosy nie rosną? Może
dramatyzuje, albo niektórzy posądzą o wybujałą wyobraźnie, ale tak było -
niestety.
okolice kwietnia 2011
Wycieniowanie i obcięcie :
koniec czerwca
Wrzesień- październik
Teraz :
Widać,że włosy były bardzo zniszczone przed obcięciem.Teraz są już w lepszej kondycji,ale zaczynają się rozdwajać przez np. noszenie czapki ( strasznie są naelektryzowanie) i zamierzam w marcu pójść do fryzjera pierwszy raz od czerwca.
Ogólnie rzecz biorąc postawiłam na brak prostownicy w moim życiu, choć powiem,że na początku bardzo, bardzo, bardzo mnie korciło,aby ją co jakiś czas przynajmniej używać - uparłam się i postawiłam na swoim :).Na YT naoglądałam się filmików na temat pielęgnacji włosów i znalazłam gdzieś,że na włosy świetnia działa herbata z pokrzywy- prostownica zamieniona na pokrzywe( codziennie przez 2 miesiące ją piłam :p). Może zrobię osobny post na temat różnych specyfików,które stosuje do włosów? ;)